• » RiderBlog
  • » road
  • » Los nam nie ułatwia życia....Druga szansa
Najnowsze komentarze
Na wszelki wypadek tutaj pisze: Ni...
Witaj ponownie! Ostatnie spotkanie...
@jazda na kuli - tak, nadal jestem...
Latasz coś jeszcze?
Więcej komentarzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki

28.11.2011 01:30

Los nam nie ułatwia życia....Druga szansa

Nasza pasja nadaje nam styl życia... wiemy, że wsiadając na motocykl możemy z niego już nie zsiąść z własnej woli a czasem i podnieść się z gleby łatwo nie jest...i nie koniecznie jest to nasza wina...

Sporo ludzi się do mnie odezwało w sprawie dowiadywania się co się stało z Kubą, więc po krótce opisze jak potoczyły się jego a zarazem i moje losy.


 Dnia 18.09.2011r. podczas weekendowego pobytu w Gdyni. Uparty jak zwykle Kuba pojechał sobie beze mnie na wieczorne śmiganie a ja zostałam  ze znajomymi. Byliśmy umówieni na tel. Po ok godzinie napisałam sms’a nie odpowiedział, potem zadzwoniłam tel. poza zasięgiem. Myślę no ok pewnie lata gdzieś i potem się odezwie. Wróciłam do domu po kilku godzinach, jego nie ma, tel nadal nie aktywny. Poszłam na znany nam skwerek w Gdyni gdzie mówił, że pewnie tam na mnie poczeka. Poszłam tam więc w nocy by go szukać, ale bez śladu… Wróciłam do domu z myślą, że wróci… zasnęłam na 2h jego nadal nie ma..

Szukam gdzie się da, w końcu nie wytrzymałam zadzwoniłam  na 112… Niestety usłyszałam coś czego nigdy usłyszeć nie chciałam… „ Proszę dzwonić do szpitala miejskiego, nic więcej pani powiedzieć nie mogę”… teraz już wiadomo uległ wypadkowi…

Pojechałam z ciotką do szpitala, Kuba jest już na sali operacyjnej od kilku godzin...Kiedy go odszukałam i lekarzy, którzy zaczęli przekazywać mi informacje dowiedziałam się, że jedna się zakończyła a zaczyna kolejna bo jednak jest coś nie tak a zaraz po jej zakończeniu znów pojechał na blok… Po kilkunastu godzinach w szpitalu siedząc przy ścianie odeszłam zupełnie od wszystkich zmysłów gadałam tylko do niego żeby się nie poddawał by walczył i że jestem z nim…mimo, że nie wiedział tego czułam, że on to podświadomie też czuje.

Wreszcie otworzyły się drzwi bloku operacyjnego i  wywieźli nieprzytomnego mojego wariata podłączonego pod aparaturę… Czułam się jak w jakimś cholernym filmie, nie wierzyłam, że to co widzę dzieje się naprawdę…  

Widok lekarza, który wyszedł by z nami porozmawiać przeszył mnie na wznak czułam, że dobrych wiadomości  to on dla nas nie ma… I cholera jasna miałam racje… wysłuchałam lekarza a łzy leciały mi mimowolnie strumieniami, po czym wyszłam na zewnątrz… Jeszcze nigdy w życiu nie wpadłam w taką histerię i w taki płacz przez który odebrało mi oddech…(więc niech mi już nikt nie mówi, że jestem twardzielem!)

W końcu po długim czasie pozwolono nam wejść na OIOM do niego…

Każdy krok był dla mnie dużym wysiłkiem, a każdy metr trudny do pokonania… Wreszcie stanęłam nad jego łóżkiem… Patrząc na niego nie miałam siły by podnieść rękę by go dotknąć … Nie mogłam wydusić z siebie ani pół słowa… wszystko było we mnie tak spięte jakbym była uwięziona w posągu. ..

Do końca życia nie zapomnę jednak odbicia w oknie… w którym widzę odbicie łózka szpitalnego, pełną aparaturę, pełno kroplówek podłączonych do Kuby a obok stoję zdrętwiała i bezradna ja…

Razem z mama w nocy wyszłyśmy ze szpitala. Musiałam się dowiedzieć gdzie Kuba miał ten wypadek, jak wygląda miejsce wypadku  i nasza ukochana  Suzanna…Nie dało by mi to spokoju o czym dobrze wiedziała. Wracając podjechałyśmy więc na skwer gdzie powiedzieli, że doszło do wypadku i uderzył w metalowy słup.  Jechałyśmy i szukałyśmy tego metalowego słupa, ale wszystkie słupy tam są betonowe.... Mama zatrzymała się na parkingu na skwerku, kiedy wyszłam z samochodu zrobiłam kilka kroków i pierwszy raz padłam na kolana w dodatku w dużej kałuży krwi… krwi mojego Kuby…  Tuż przy niej stał a właściwie już leżał metalowy słupek od znaku drogowego….  Siedziałam tam wyłam, jak z resztą cały dzień i zastanawiałam się jak do cholery do tego doszło….

Nie mogłam wysiedzieć w domu… Ciągle miałam przed oczami Kubę, miejsce wypadku i nasze wspólnie spędzone chwile…

Pojechałam na parking policyjny z rodzicami i znajomymi… Suzanna leżała przy płocie parkingu policyjnego a to co z niej zostało wyglądało jakby zrzucił ją ktoś z 10 pietra i jeszcze rozjechał….

Widząc to wszystko nie mogłam uwierzyć , że powodem była tylko, albo aż utrata przyczepności…

Codziennie byłam u Kuby mimo, że kontaktu nie było z nim kompletnie…

Leżał przez 5 dni w śpiączce farmakologicznej…

Kiedy się obudził najpierw weszli jego rodzice i przyjaciel a potem…. Potem weszłam ja…

Mały głupol, który jeszcze ledwo mówił przekręcił głowę w moją stronę jak wchodziłam do sali, wyciągnął rękę, wymusił w sobie uśmiech „ i co nie pykło mi… haha…” na co dostał zaraz sprostowanie, że pykło bo przecież jest z nami. Wszystko będzie dobrze  i dopilnuje tego.  Ręce miał przywiązane, więc wyplątał się i przytulił mnie ostatkiem sił jakie w sobie miał „Jak Ty mnie znalazłaś?” „hehe kochanie ja Ciebie wszędzie znajdę, nie uciekniesz mi tak łatwo…”

To takie pierwsze dni, które były dla mnie bardzo dotkliwe i zapamiętam to jak i wiele innych momentów już na zawsze…

Od Kuby dowiedziałam się, że był na skwerku i  stwierdził, że wraca do mnie niestety zaraz po wystartowaniu stracił przyczepności na znanych nam wszystkim i nie lubianych znakach poziomych na jezdni. Motocykl zwariował a on stracił nad nim panowanie w wyniku czego motocykl obrał odmienny od zamierzonego tor jazdy niekontrolowanej a potem w ślizgu w stronę nieoznakowanych słupków na których prawdopodobnie kiedyś były jakieś znaki drogowe.

Pomoc miał bardzo szybko na szczęście i tylko to uratowało mu życie. Może kiedyś spotkam osobę, która go uratowała i będę miała okazję podziękować,  bo gdyby nie to Kuby nie było by już z nami.

Na miejscu wypadku stracił ok 2,5l krwi a w karetce miał już migotanie komór serca. Ratownik medyczny, który go odbierał z miejsca wypadku był przekonany, że wiezie organy do przeszczepu bo miał mniej niż 10% na przeżycie, biorąc pod uwagę jakich obrażeń doznał.

Przeszedł ogólnie kilkadziesiąt operacji by ratować życie oraz nogi. Po trwających ok 2tyg zabiegach, w tym również zabiegi na komorze hiperbarycznej stwierdzono, że mięśnie nogi ulegają w dużym stopniu martwicy zatruwając cały organizm a dalsze starania o zachowanie jej może okazać się śmiertelne.

To był dla nas kolejny cios bo mieliśmy nadzieję że jednak mimo, że dawane są małe szanse to jednak uda się uratować nogę… a jednak…
Przeprowadzono amputacje przed kolanem, mniej więcej w połowie uda.

Po ok tygodniu przeprowadzono operacje zespalającą kości w lewej nodze za pomocą blachy, prętu, gwoździa wśród szpikowego i kilku śrub.

Po spędzeniu w szpitalu ok 6tygodni  został wypisany z Akademii Medycznej w Gdańsku i przewieziony karetką do domu w Warszawie.

Ja w jeden dzień zapakowałam swoje graty w torbę, pożegnałam się ze znajomymi i wyjechałam razem z Kubą do niego do domu do Warszawy nietypowym transportem bo karetką.

 Spędził jakieś 10 dni w domu i następnie znów trafił do szpitala w Warszawie na oddział rehabilitacji na którym spędzi kolejne 6-8 tygodni.  Zabiegi dają efekt bo odbudowują się już mięsnie i nabiera masy mięśniowej, która zanikała mu przez ciągłe leżenie. A że to typ sportowca to siłę ma i ćwiczyć lubi, więc szybko się regeneruje. Uszkodzony nerw strzałkowy też się odbudowuje, czego lekarze się początkowo obawiali.

PROŚBA

Proteza nogi jaka zapewni Kubie odpowiedni komfort życia kosztuje w granicach 100-160tys a NFZ refunduje zaledwie 2800żł

Dlatego niedługo zostanie utworzone specjalne konto w fundacji  Jasia Meli na które będzie można  przekazywać  1% podatku oraz darowizny.  Jak tylko akcja ruszy wstawię tutaj o tym wpis i bardzo proszę o rozesłanie  informacji bo im więcej osób się dowie tym większe są szanse na zregenerowanie Kuby :]

Komentarze : 12
2011-12-03 00:36:32 Rudaa

przerazajaca historia.. Kuba ma ogromne szczescie ze jestes przy nim. Mysle ze wiele osob bedzie staralo sie pomoc. Zycze Wam powodzenia w przejsciu tego wszystkiego !

2011-11-30 11:26:09 road

bandziorro -> spoko wpadaj z moto :)

kampiszon -> jasne, dzięki:] tylko tych papierów jest do ogarnięcia masa i dlatego to tyle trwa ;/

2011-11-29 12:33:51 bandziorro

BTW, swoja droga, postaram sie w koncu was odwiedzic, bo daleko nie mam... Tylko sie zastanawialem, czy podjezdzajac na motocyklu nie wzbudze tesknoty w Kubie...

2011-11-29 11:38:53 kampiszon

O matko, myślałem że mimo wszystko wyszedł cały z tego zamieszania, a tu jednak noga. Sam wypadek to jakiś koszmarny pech i sytuacja tylko udowadnia jak kruchy jest człowiek. Korba, ja tak jak Bandziorro proszę żebyś mi dała znać jak ruszy akcja z protezą, postaram się ze znajomymi zorganizować jakąś kasę.
Lewa i trzymajcie się :)

2011-11-28 23:06:47 road

Kojot123 - >Niestety te nasze podatki idą na wypłaty i zachcianki kierowników kabaretu...
miał pełny ubiór motocyklowy. Jedyne co mi się od początku nie podobało to krótkie buty sidi.
Zobacz na google jak wygląda końcówka skwerku Kościuszki w Gdyni. Zwłaszcza, że gleba była zaraz po starcie chciał przy gazować a motocykl stracił przyczepność koło zębate nie miało oporów rozpędziło koło a zaraz po tym złapało i wystrzeliło go prosto w słup.

jaa12-> nie podoba się to nie czytaj. każdy ma swój styl, jednemu się podoba innemu nie.

Reszcie serdecznie dziękujemy za wsparcie :)

2011-11-28 17:48:29 jaa12

strasznie łzawa ta historia i mało się kupy trzyma,pojechałam z ciotka wyszłam z mama itp,jakbym czytał scenariusz filmu...

2011-11-28 17:22:35 BANDITO

Tez miałem w tym sezonie wypadek, lecz obyło się bez większych uszkodzeń. Życie jest czasem niestety brutalne, brak mi słów na to co się stało. Najważniejsze to iść do przodu ( łatwo się mówi ). Miłość zwycięża wszystko i tego się trzymajcie.

2011-11-28 17:20:05 Kojot123

Jak miał 10% na przeżycie i przeżył to miał wielkie szczęście, i niech dziękuje losowi że dał mu drugą szansę.
Jeżeli chodzi o protezę to :O, taka cena protezy..
To na co płacimy podatki? Kilkadziesiąt milionów polaków płaci podatki, by mieć zapewnione bezpieczeństwo, ale zapewniamy bezpieczeństwo chyba tylko tym co te podatki zbierają...
Na wyrostek - Ma pan za darmo, ale jak bardziej groźna choroba, a operacja kosztuje ze 100 tyś, no to panie, weź pan 10 tysiące i jedź na wakacje swojego życia:D Dla mnie to jest pojebane, i pluje na "rządzących"

Twojemu chłopakowi oczywiście współczuje, choć wiedział jakie ciąży na nim ryzyko, mając taką pasję, choć miał niesamowite szczęście, to miał też pecha, choć nie niesamowitego bo i tak tylko 1 noga przy takim wypadku.

Ciekawi mnie tylko jeszcze ile jechał, i czy był ubrany buty z protektorami, jakieś kombi?
Z czystej ciekawości, nie po to by "dowalić", bo skoro nie miał czołówki z jakimś autem, a że słupkiem i z czymś jeszcze, to raczej takich obrażeń aż się po takim wypadku nie ma, więc miał 100 ponad na liczniku?

2011-11-28 16:00:15 maxdaroo

Zgadzam się, kiedy to czytałem to mi ciarki po plecach przeszły. To powinna być przestroga dla wszystkich tych którzy mówia o tym, że panuja nad motocyklem, a jeszcze wieksza dla tych którzy w to wierza. Nie stety takie historie zdarzaja się co dziennie, tylko ile osób wyciaga z tego wniosek po przeczytaniu,usłyszeniu lub obejrzeniu takiej tragedii a ile po własnych doświadczeniach? Jest tyle rzeczy które moga stać się nam podczas jazdy a na które nie mamy wpływu. Powodzenia dla was dwoga i dużo siły oraz cierpliwosci dla Kuby podczas rechabilitacji :)

2011-11-28 09:57:07 Hyde

Każdemu z nas się może coś takiego zdarzyć, niewielu tą myśl do siebie dopuszcza. Gdyby jednak, kiedyś *odpukuje* komuś z nas coś podobnego się stało, chcielibyśmy mieć kogoś, kto nas wesprze w walce, dlatego jak fundacja ruszy, daj znać, chętnie zobaczymy Kubę spowrotem "na kołach".

2011-11-28 09:25:47 bandziorro

Dajcie znac jak juz z tą fundacją ruszy. Bede chcial wspomoc na ile mi pozwola finanse. Postaram się tez zmobilizowac znajomych, bo niedawno pomagalismy innemu motocykliscie.

2011-11-28 07:52:53 morham

Jak się to czyta to aż ciarki chodzą... Trzymajcie się i powodzenia mała...

  • Dodaj komentarz